W drodze z Kapsztadu na Przylądek Igielny odwiedziliśmy jeszcze raz kolonię pingwinów. Małe pingwiny zdążyły już podrosnąć i wylegują się na plaży w swoich ciepłych futerkach dokarmiane przez rodziców. Noc spędziliśmy na Przylądku Igielnym w miejscu, gdzie spotykają się wody dwóch oceanów – Atlantyckiego i Indyjskiego. To najdalej na południe wysunięte miejsce Afryki. Miejsce bardzo zdradliwe, gdzie rozbiło się ponad dwieście statków, ostatnio (kilka lat temu) japoński trawler. Tu kontynent afrykański schodzi łagodnie pod wodę , dzięki temu na płytkich wodach tworzą się nawet 30 – metrowe fale. Całą noc rozświetlała okolicę mocą 7,5 mln świec latarnia morska. Rano pierwsza sesja fotograficzna, bo Przylądek Igielny to jedno z miejsc na Drodze Ogrodów wpisanej na Listę UNESCO. Poznaliśmy tutaj dwie ciekawe osoby. Starsza pani przyszła z nami porozmawiać. Okazało się, że jej dom jest pierwszym domem na kontynencie afrykańskim od tej strony lądu. Kolejną osobą był architekt, który przychodzi w to miejsce co tydzień , aby mniej więcej o tej samej porze fotografować oceany z tego samego punktu. Pokazał nam całą serię tych pięknych zdjęć.