WODOSPADY NA RZECE ZAMBEZI (17.02.2015 – 18.02.2015)


Kiedy stanęły na drodze eksploracji Afryki przez Sir D.Livingstona nikt nie przypuszczał, że będą stanowiły doskonałe źródło dochodu przez następne lata. Nazwane na cześć królowej angielskiej Wodospadami Wiktorii codziennie zachwycają swym urokiem setki turystów. Aby do nich dotrzeć musieliśmy pokonać ok. 1000 km. Udało nam się zrealizować nasz plan i zobaczyć je od strony Zambii przy zachodzącym słońcu, a od strony Zimbabwe w ciągu dnia. Ponieważ odwiedzamy wodospady pod koniec pory deszczowej to mamy okazję zobaczyć ogromne ilości wody spadające z wysokości nawet 108 metrów na szerokości 1700 metrów (słynna Niagara jest ok. 2 razy mniejsza). Woda uderza o dno kanionu z taką mocą, że w powietrzu na dużą wysokość unoszą się kropelki wody, które spadając obficie polewają turystów usiłujących robić zdjęcia. Dodatkowym bonusem za pokonanie tak dużej odległości była tęcza utworzona przez promienie zachodzącego słońca. Całkowicie mokrzy jedziemy na nocleg nie mogąc doczekać się następnego dnia.

Rano przekraczamy granicę z Zimbabwe i przez kilka godzin spacerujemy podziwiając ogrom Wodospadów Wiktorii. Dzisiaj dla odmiany na koniec wycieczki w punkcie widokowym Danger Point widzimy podwójną tęczę. Niestety w tym miejscu siła uderzenia wody jest tak duża, że spadające krople powodują prawdziwą ulewę, co prawie uniemożliwia robienie zdjęć. Zimbabwe lepiej „zorganizowało” trasę wycieczki, bo zmoczeni turyści wracając do wyjścia ponad kilometrową ścieżką w 35 stopniowym upale mają okazję szybko wyschnąć. 


Komentarze