NIGERIA – W JASKINI BEZPRAWIA


O Nigerii baliśmy się nawet czytać relacje (i to wcale nie z powodu Boko Haram) , bo jeżeli były to złe lub bardzo złe. Niestety stwierdzamy, że żadna z nich nie była przesadzona.  Osłabieni chorobą wjeżdżamy do Nigerii. Nie możemy jej  przejechać  najkrótszą drogą do granicy z Kamerunem, ponieważ musimy dotrzeć do Abudży (nowa stolica), aby załatwić wizę do Namibii. W tej części Afryki Namibia ma ambasadę wyłącznie w Nigerii. Pierwsze kilometry w Nigerii to prawdziwie zimny prysznic. Zaczyna się już na granicy, gdzie urzędniczka dociekliwie sprawdza adres hotelu, w którym mamy zamieszkać w Abudży. Na szczęście kończy się na uzupełnieniu nazwy dzielnicy, w której mieści się hotel.  Na odcinku 10 km od granicy zatrzymują nas wszystkie możliwe formacje mundurowe istniejące w kraju. Są też tacy bez mundurów, jedynie w kamizelkach odblaskowych, którym udało się tylko raz wyłudzić od nas zapłatę za jakieś śmieszne dwa bilety.  Później w miarę nabywania doświadczenia zatrzymywaliśmy się tylko tym , którzy mieli broń. Chociaż raz o mało nie przypłaciliśmy takiego numeru przebiciem wszystkich opon. Ci w kamizelkach, bez broni,  mieli deski z nabitymi gwoździami i rzucali  je pod koła samochodów, które nie chciały im się zatrzymać. Nie byłoby to jeszcze takie uciążliwe, gdyby sprawa dotyczyła jedynie zatrzymania. Tymczasem każdy z nich miał inny pomysł na biznes i wyłudzenie pieniędzy. Repertuar jest bardzo bogaty.  Na Boże Narodzenie, na Nowy Rok, na wodę, na coca-colę, na jedzenie, daj mi prezent ,  daj mi pieniądze.  Wymyślanie dokumentów, które powinniśmy mieć, a które w rzeczywistości nie istnieją. Jedna policjantka była chętna pójść do banku wpłacić za nas 5000 naira, żebyśmy mogli zalegalizować nasze halogeny.  W  konsekwencji najbardziej „polubiliśmy” tych, którzy bez zbędnych wstępów od razu mówili ile chcą kasy.  Żeby relacja była pełna i uczciwa należy dodać , że jedynie wojsko  posiadało dobrze oznaczone punkty kontroli,  sami byli w pełnym uzbrojeniu.  Jeżeli zatrzymywali nas to tylko po to,  aby zapytać dokąd jedziemy i życzyć bezpiecznej podróży. Cała droga przez Nigerię odbywała się z duszą na ramieniu , co też wydarzy się za kolejnym zakrętem i co tym razem wymyślą. Statystycznie najwięcej posterunków było na odcinku od Lagos do Abudży. Niestety nie liczyliśmy ich wszystkich , ale myślimy, że było ich około 50. Z Abudży w kierunku Kamerunu przez pierwsze 400 km było 29. W kolejnym dniu los nas rzucił na drogę gruntową, gdzie było tylko kilka grup w kamizelkach, niektórzy z gwoździami. Oczywiście zdarzają się sporadycznie pozytywne wyjątki Nigeryjczyków, którzy są chętni do bezinteresownej pomocy, ale w całym tym morzu oszustw jedynie potwierdza to regułę. Nie możemy nie wspomnieć o hotelu w stolicy z nazwą bardzo  adekwatną do tego co oferował.  Hotel Miraż w cenie pokoju (200 zł za noc) miał śniadanie i internet. Obie rzeczy okazały się faktycznie mirażem. Internet od razu, a śniadanie następnego dnia rano, kiedy panna z rozbrajającą szczerością powiedziała, że wprawdzie śniadanie jest w cenie, ale trzeba za nie dodatkowo zapłacić. Brak czujności białego to zawsze okazja do przekrętów. Zwykły fast-food  i dwie porcje makaronu (fakt ,że dobrego i dużo) , ale cena nie została ustalona wcześniej i natychmiast została pomnożona razy cztery. Już wydawało się, że po tygodniu tego szaleństwa uda nam się opuścić Nigerię, kiedy na kilka kilometrów przed granicą z Kamerunem usłyszeliśmy, że granica jest już zamknięta od 6 miesięcy. Na samą myśl, że będziemy musieli zostać tutaj dłużej oblało nas zimnym potem. Nie mogliśmy też pojąć  dlaczego 20 dni wcześniej, przy zamkniętej od pół roku granicy dano nam wizy do tego kraju., wiedząc, że jedziemy samochodem. Co my się dziwimy, przecież to właśnie jest Afryka.!!! Sytuacja była bardzo poważna , bo 2 Niemców tego samego dnia zawrócono z granicy , gdyż Kameruńczycy ich nie wpuścili.  Już próbowaliśmy wykorzystać kontakt do naszego konsula w Abudży,  gdy pojawiła się szansa rozmowy z szefem posterunku. W gabinecie szefa akurat były 3 osoby, m. in. katolicki ksiądz, a sam szef na biurku miał duży krzyż. Oczywiście łatwo było mi wytłumaczyć skąd jesteśmy wspominając Jana Pawła II. Cudem boskim szef wyraził zgodę na nasz wjazd do Kamerunu. Chyba jeszcze nigdy nie byliśmy tak szczęśliwi, że możemy opuścić jakiś kraj.  Chcemy przy tej okazji przypomnieć, że poprzednia stolica Nigerii – Lagos to największe miasto Afryki (14 mln mieszkańców). Jak słusznie napisano w przewodniku to: „ściana w ścianę ludzi i zderzak w zderzak samochodów”. Trudno lepiej oddać ruch w14 milionowym afrykańskim mieście, gdzie na dodatek przestępczość jest poza jakąkolwiek kontrolą. Dla odmiany obecna stolica – Abudża to budowane od podstaw nowoczesne miasto, mające za punkt honoru posiadanie wyłącznie ulic czteropasmowych, okazałych budynków i całych reprezentacyjnych dzielnic. Całość doskonale kontrastuje z tym, co zobaczyliśmy dwa dni później na prowincji. To jak podróż w czasie od XXI w. do średniowiecza.  Kiedy tylko oddaliliśmy się od Nigerii na bezpieczną odległość żartowaliśmy, że Nigeria powinna być wpisana do Księgi Rekordów Guinnessa jako największa i najlepiej zorganizowana grupa przestępcza. Kraj podzielony jest na dwie strefy wpływów. Na północy , pozostawionej przez rząd samej sobie, szaleje Boko Haram. Na południu skorumpowani mundurowi.  Wszystkie prośby o pomoc międzynarodową w walce z Boko Haram to kpina. Mundurowi wyłudzający pieniądze od kierowców na drogach  na południu kraju  z uśmiechem oczekują , że siły międzynarodowe będą za nich nadstawiać karku w walce z Boko Haram.

Prawdopodobnie powód zamknięcia granicy przez Kamerun to odpowiedź wściekłych Kameruńczyków na brak reakcji Nigerii w sprawie Boko Haram , które bezkarnie przechodzi na stronę Kamerunu dokonując morderstw i wraca do siebie.  Pogranicznicy nigeryjscy i kameruńscy w ogóle ze sobą nie  rozmawiają . Do rzadkości należy, żeby osoby pracujące na tej samej granicy nie kontaktowały się ze sobą.

W Nigerii najładniejsze i najsympatyczniejsze były małpki obserwowane przez nas w Oshogbo.


Komentarze