KAMERUN (I 2023R.)


Podobnie jak poprzednio, tym razem pierwszy wjazd do Kamerunu odbywa się z emocjami. Osiem lat temu emocje związane były z zamkniętym przejściem pomiędzy Kamerunem a Nigerią. Teraz chcemy wjechać z Kasią i Konstantinem, których wizy uprawniają do wjazdu do tego kraju dopiero za kilka tygodni. Pomimo tego, że nasze paszporty są sprawdzane przez kilku różnych urzędników, łącznie z szefem posterunku i tak udaje nam się wjechać i wyjechać. Po raz drugi wjeżdżamy do Kamerunu z Republiki Środkowej Afryki . Tutaj „zbierają” kasę z okazji Nowego Roku, choć jest już koniec stycznia. Nie bardzo mamy ochotę obdarować ich noworocznie po 5000 CFA od osoby, więc odprawa przedłuża się prawie o godzinę. Jak to się mówi do trzech razy sztuka i w naszym przypadku trzecie przekroczenie granicy z Kamerunem było najprzyjemniejsze. Poczynając od tego, że punkt kontrolny na granicy Kamerunu z Gwineą Równikową znajduje się kilka kilometrów przed rzeką graniczną, którą zamierzaliśmy przepłynąć dopiero następnego dnia. Celnik sam zaproponował , że przestawi datownik i wbije nam jutrzejszą datę, abyśmy nie musieli się fatygować tutaj rano. Oczywiście na tym przejściu również oczekiwali jakiegoś prezentu. Tu skończyło się na paczce papierosów, 3 długopisach i ananasie. Za dwa dni, gdy wracaliśmy z Gwinei Równikowej pogranicznicy witali nas jakbyśmy się znali od kilku lat i co drugi dzień przekraczali to przejście. Beatka z Marcinem nawet nie wysiadali z samochodu. Bardzo miło będziemy wspominać noclegi na posesji mera miejscowości Campo. Leniuchowaliśmy przyjemnie wypoczywając na plaży Zatoki Gwinejskiej u ujścia Rio Campo, bo w takim fantastycznym miejscu położona jest ta posesja. Zostawiając samochód na czas pobytu w Gwinei Równikowej pytaliśmy żony mera czy jest tu bezpiecznie. Ona roześmiawszy się odpowiedziała , że bardzo, gdyż po dwóch stronach jej ogrodu znajdują się dwie różne jednostki wojskowe , a żołnierze przychodzą do niej po wodę. W takich okolicznościach kończyliśmy nasz pobyt w Afryce. Z Campo do Douali, gdzie oddaliśmy samochód i skąd lecieliśmy do domu, było już tylko niewiele ponad 200 km i to w większości drogą asfaltową. Po 107 dniach podróży i przejechaniu 20 tysięcy km + 3300 km (na wycieczce w Czadzie) samolotem z Douala przez Addis Abebę i Wiedeń wróciliśmy do domu.


 


Komentarze