Pierwotnie Gwinea Równikowa nie była ujęta w planie naszej podróży. Problemy z wizą do Sudanu spowodowały, że zainteresowaliśmy się również tym krajem. Już z pobieżnego przejrzenia informacji dotyczących Gwinei Równikowej dostępnych w internecie można wyciągnąć wnioski, że uzyskanie wizy jest bardzo trudne, a dla nas w Afryce właściwie niemożliwe. Dzięki naszej życiowej zasadzie, że jeśli tylko się da sprawdzamy wszystko sami, pojechaliśmy do Ambasady Gwinei Równikowej w Czadzie (w Ndżamenie) dopytać osobiście. W efekcie po 30 godzinach od złożenia wniosku odbieraliśmy, już po godzinach pracy ambasady, paszporty z wizami. Do wniosku dołączyliśmy tylko paszporty i kserokopie kilku wiz na dowód tego, że jesteśmy turystami. Jedynym minusem całej procedury jest cena ok. 300 euro od osoby. Nie będziemy odnosić się do tego , że niektórym osobom, mimo posiadania ważnej wizy, nie udaje się wjechać do Gwinei Równikowej. Ze względu na to, że w planach mieliśmy odstawienie samochodu do Douala (Kamerun) i wylot stamtąd do domu to zdecydowaliśmy się przekroczyć granicę Kamerunu i Gwinei Równikowej w Rio Campo – nie mieliśmy z tym żadnych problemów. Zapytano nas tylko o rezerwację hotelu. Podaliśmy nazwę hotelu. Nie wiemy czy informacja o posiadaniu tam rezerwacji była sprawdzana, czy nie . W każdym razie po około 15-20 minutach spędzonych w punkcie granicznym oddano nam paszporty i wpisano jeszcze do czterech różnych zeszytów. W międzyczasie zapytali nas czy mamy samochód. Gdy okazało się, że nie mamy jeszcze wynajętego samochodu zaraz pogranicznicy wskazali nam człowieka, który miał być kierowcą naszej taksówki. Wynajęliśmy ją na cały dzień za 50.000CFA. Kolejnym mitem powszechnie krążącym w internecie jest bezwzględnie przestrzegany zakaz fotografowania (chyba, że ze specjalnym pozwoleniem). Już jadąc taksówką wiedzieliśmy, że to nieprawda, gdyż kierowca sam zatrzymywał się , żebyśmy mogli robić zdjęcia, a nawet zawracał, gdy była taka potrzeba. Jedziemy przez Rezerva Natural de Rio Campo. Wokół, po obu stronach drogi tropikalna , zwarta roślinność. Niestety jedyne zwierzęta jakie widzieliśmy to bushmeat – oferowane do sprzedaży zabite zwierzęta wiszące na kiju przy drodze. Po ponad godzinie drogi docieramy do miejscowości Bata – największego miasta w kontynentalnej części Gwinei Równikowej. Swobodnie robimy zdjęcia, nikt nas nie niepokoi. Wręcz przeciwnie w pewnym momencie podchodzi do nas elegancki starszy pan palący cygaro i pyta nas, czy znamy symbolikę rzeźby, przy której robimy zdjęcia. Wyjaśnia, że jest to zatroskany człowiek siedzący przed urzędem podatkowym i martwiący się brakiem pieniędzy na zapłacenie podatku (w książce Kazimierza Nowaka opisana jest trudna sytuacja tzw. niewolników podatkowych). Spacerujemy po nadmorskim bulwarze , wokół wieży Torre de la Libertad, później kierujemy się w stronę Katedry (niestety akurat zamkniętej). Pomnik poświęcony Janowi Pawłowi II znajduje się w samym centrum miasta, przy ulicy jego imienia. W kawiarni i to nie dla turystów, hotelowej , lecz zwykłej, przy ulicy idealne warunki do odpoczynku od upału w klimatyzowanym pomieszczeniu. Kelner podaje do zimnego piwa wysokie szklanki, kawa w eleganckich filiżankach, do ciasta metalowe sztućce. Wszystko tak , jak powinno być. Z ciekawości zaglądamy do dużego supermarketu. Jest to kolejny kraj , w którym płacimy CFA , więc łatwo porównać ceny. Bardzo duży wybór towaru a ceny są średnio ok. 30% niższe niż w sąsiednim Kamerunie. Mając świadomość, że Gwinea Równikowa to najbogatszy kraj Afryki (ropa) staramy się zaobserwować jakie to ma przełożenie na zwykłych ludzi. Jest to trudne do stwierdzenia w czasie tak krótkiej wizyty. W przypadku Baty widać różnicę na plus w stosunku do innych afrykańskich miast, zarówno jeśli chodzi o elewacje budynków, jak i porządek na ulicach. Niezaprzeczalnie w Gwinei Równikowej mamy do czynienia z ostatnią prawdziwą dyktaturą w Afryce. Od 44 lat rządzi wszystkim obecny Prezydent Teodoro Obiang Nguema Mbasogo . Do władzy doszedł w roku 1979 obalając i doprowadzając do stracenia pierwszego prezydenta, prywatnie wujka, noszącego zaszczytne miano”Wielkiego Czarownika” nadane mu przez szczep Fan. Władza nie oszczędza na służbach mundurowych. Na odcinku 80 km ustawiono 6 check-pointów, na których jesteśmy kontrolowani. Kolejna kwestia to łapówki. Prawdopodobnie jest to skorumpowany kraj, ale od nas nikt nie chciał żadnego prezentu, czego nie można powiedzieć o sąsiednim Kamerunie, w którym za każdym razem, gdy przekraczaliśmy granicę (5 razy) domagano się od nas jakichś opłat z kapelusza. Na wyjeździe z Gwinei Równikowej odprawa przebiegała jeszcze szybciej i wszyscy pogranicznicy żegnali nas jak dobrych znajomych.