W WYBRZEŻU KOŚCI SŁONIOWEJ LISTY PISZĄ (27-30.11.2022R.)


Przygoda z WKS-em, a właściwie problemy z wizą do tego kraju rozpoczęły się na długo przed wyjazdem. Konsul WKS-u w Berlinie zażyczył sobie , abyśmy osobiście stawili się przed jego czarnym obliczem. My konsula zignorowaliśmy i to był nasz największy błąd. Oceniliśmy, że wizę załatwimy w którymkolwiek kraju po drodze. W Dakarze w ambasadzie poinformowano nas, że musimy mieć najpierw zgłoszenie elektroniczne i dopiero potem oni wystawią wizę. Dali nam namiar na stronę , przez którą należy to zrobić. Strona nie działała, więc skorzystaliśmy z usług biura turystycznego. Uprzejmy Hindus za 40 euro prowizji od osoby wypełnił 5 wniosków. Następnego dnia zadowoleni idziemy do ambasady , trafiamy na innego urzędnika , który stwierdził, że nie potrzebujemy żadnej wizy od nich , bo to jest wniosek wizowy, a wizy przyjdą na maila. Faktycznie w następnym dniu przyszły wizy. Jednak my pamiętając co mówiła p. Agnieszka z Wizaserwis, że wizy elektroniczne są honorowane wyłącznie na lotnisku w Abidżanie, idziemy do ambasady WKS-u w Monrowi , aby potwierdzić, że mamy wszystko co potrzebne na wjazd. I tu po raz pierwszy dowiadujemy się, że granice WKS-u są zamknięte już od dwóch lat. Wjechać można wyłącznie posiadając wizę, ale nie taką jak my mamy, lecz wklejaną do paszportu. Co ważniejsze niezbędny jest list polecający, czyli po francusku laissez-passer (czyt. lese-pase). Wszystko jak najbardziej do załatwienia za stosowną opłatą, oczywiście wyższą w trybie ekspresowym (dla naszej dwójki i samochodu okrągłe 500 USD). Po dwóch godzinach czekają na nas paszporty z wizami oraz listy polecające na ładnym papierze z pięknym złotym logo ogłaszające wszystkim służbom cywilnym i wojskowym, że oto jego Ekscelencja prosi o udzielenie tym dwojgu białasom wszelkiej pomocy przy wjeździe do WKS-u. Haczykiem okazało się słowo przy wjeździe. Posiadając te dokumenty, po otwarciu dosłownie zamkniętej na łańcuch i kłódkę granicy na moście, bez problemu wjeżdżamy do WKS-u. Zgodnie z planem my jedziemy do wpisanego na listę UNESCO Parku Narodowego Comoe, a nasi towarzysze wybierają odpoczynek w hotelu i przejazd do Burkina Faso drogą asfaltową. Po dwóch dniach, kiedy docieramy do cywilizacji dostajemy od razu kilka sms-ów, że oni nie mogą przekroczyć granicy , gdyż aby to zrobić list polecający na wyjazd trzeba uzyskać tym razem w Abidżanie (bagatela 600 km w jedną stronę). Z ich relacji wynika, że nie pomagają prośby, groźby, ani próba przekupstwa. Muszą być listy polecające i koniec. Po zwiedzeniu parku Comoe nasza trasa wiedzie na przejście graniczne oddalone od ich przejścia o ponad 300 km. Decydujemy się, mimo wszystko, podjąć próbę przekroczenia granicy. Z duszą na ramieniu, ale z uśmiechem , po przejściu godzinnej procedury, w trakcie której nawet nikt nie wspomniał o listach polecających , wjeżdżamy do Burkina Faso. Telefonicznie ustalamy , że oni też podejmą próbę przekroczenia granicy w tym samym miejscu co my ,bez listów polecających. Jeszcze tego samego dnia wieczorem przysyłają sms, że szczęśliwie opuścili WKS. Poza emocjami związanymi z listami będziemy miło wspominać naszą wizytę w PN Comoe. Zwiedzanie parku to 40 kilometrowy przejazd naszym samochodem , w towarzystwie uzbrojonego strażnika Luisa, po miejscami bardzo wąskiej , terenowej drodze w ładnych okolicznościach przyrody. To nie jest park z wielką piątką. Atrakcją jest roślinność, niezliczone ilości owadów, w tym motyli, a największe zwierzaki w parku to hipopotamy. Na powrót z parku do cywilizacji mamy do wyboru dwie drogi, 100 km dobrej gruntówki, którą przyjechaliśmy i potem 400 km asfaltu do Loropeni (w Burkinie). Druga wersja to 90km gruntówki, której nie znamy i 150km asfaltu do Loropeni. Oczywiście wybieramy wersję nr dwa. Co do zasady wybrana droga gruntowa jest gorszej jakości, ale umożliwia spokojny przejazd. Miejsce, które długo zapamiętamy to był mostek o nieokreślonej wytrzymałości, przeznaczony głównie dla motorków, zbudowany z ułożonych obok siebie desek, patyków i drewnianych bali połączonych łańcuchami motocyklowymi. Ponieważ udało nam się szczęśliwie pokonać tą konstrukcję możemy potwierdzić jej wytrzymałość na 3,5 tony.


Komentarze