Jak dobrze oddać to co zobaczyliśmy na Kamczatce? Posłużymy się pewnym porównaniem. Zobaczyliśmy na Kamczatce tyle, ile może zobaczyć turysta w Tatrach , który przyjechał na 3 dni do Zakopanego, a w ciągu tych dni cały czas pada lub leje z gęstych , niskich chmur. Turysta jest zawzięty, więc idzie w deszczu na Polanę Chochołowską . W dniu kiedy pada najbardziej idzie do muzeum. W ostatnim dniu pobytu wyjeżdża na Gubałówkę , a widoczność jest taka , że chmury wiszą na wysokości połowy Giewontu. Czyli w realiach Kamczatki odbyliśmy wycieczkę do podnóża wulkanu Mutnowskiego , jednego z 30-stu czynnych wulkanów na Kamczatce. W okolicy największej na terenie Rosji termoelektrowni spacerowaliśmy w dolince gejzerów i na koniec skorzystaliśmy z kąpieli w „basenie” z gorącą wodą Basen to betonowy osadnik z wodą o temperaturze 45 stopni C , do której samemu dolewa się zimnej wody , aby uzyskać odpowiednią dla siebie temperaturę. Kolejnego dnia rano odwiedziliśmy muzeum krajoznawcze i prosto z muzeum pojechaliśmy do miejsca o nazwie „Kajny-ran” – wioski Koriaków. Obejrzeliśmy krótki pokaz tańców, zjedliśmy bardzo dobry lunch z pyszną uchą w roli głównej. Później, przy herbacie i lepioszkach (racuchy), siedząc przy ognisku w jurcie wysłuchaliśmy opowieści miłej, bardzo kontaktowej starszej Koriaczki o imieniu Mała Ziemia (czyli p. Lidii Cziczurin). Wspominała swój pobyt w krakowskim Muzeum Etnograficznym, gdzie oglądała eksponaty dotyczące Koriaków, które zebrał i podarował temu muzeum Benedykt Dybowski. Na terenie ich obozowiska jest klatka z 10-letnim niedźwiedziem. Został przez nich przygarnięty gdy miał dwa miesiące, a myśliwi zabili mu matkę. W naszej ocenie przetrzymywany jest w dość kiepskich warunkach, podobnie zresztą jak orzeł, który ma tak mało miejsca, że nie bardzo jest w stanie swobodnie rozłożyć skrzydła. Zdecydowanie najlepiej z całej menażerii mają się konie i psy (haski kamczackie). Na zakończenie dnia zdążyliśmy jeszcze spędzić dwie godziny w muzeum wulkanów. Ciekawa ekspozycja urządzona jest w taki sposób , że można dotykać eksponatów. Ogląda się kilka pokazów multimedialnych, a przewodniczka przeprowadza kilka fajnych doświadczeń. W dniu wylotu z Pietropawłowska Kamczackiego wszystko dzieje się bardzo szybko. Taksówką jedziemy na punkt widokowy (Miszenna sopka) skąd roztacza się ładny widok na miasto i zatokę. Przy ładnej pogodzie mielibyśmy widok na wulkany. Potem marynarze z Kaliningradu zamawiają nam kolejną taksówkę. Taksówkarz tak się przejął naszym brakiem czasu, że wjechał na deptak, abyśmy mieli bliżej na kolejny punkt widokowy (Nikolska sopka). Robimy przedostatnie zdjęcia , zanurzamy dłonie w Tichom Okieanie i wracamy do hotelu zabrać bagaż. Zostało nam 15 minut do przyjazdu kolejnej taksówki, która ma nas zawieźć na lotnisko , gdy zorientowałem się, że w poprzedniej taksówce wypadł mi telefon. Szybkie poszukiwanie taksówkarza (telefonu) zakończyło się szczęśliwie. W drodze na lotnisko dosłownie ostatnie zdjęcie na Kamczatce wykonujemy przy miśkach z napisem „tu zaczyna się Rosja”, a przecież gdyby nie sprzedali Alaski byłby prawie środek.