Nie mogliśmy się już doczekać, gdy ponownie wjedziemy na Pamir Highway. Trakt Pamirski rozpoczyna się w Duszanbe (stolicy Tadżykistanu) a kończy w kirgiskim Osz. Niektórzy wliczają do niego także drogę do afgańskiego Mazar-i-Sharif. Tak się złożyło, że w poniedziałek 01.07.2019r. obejrzeliśmy sobie Poniedziałek , czyli Duszanbe (w języku tadżyckim słowo „duszanbe” oznacza właśnie poniedziałek). Z przyjemnością pospacerowaliśmy po stolicy Tadżykistanu zaczynając od obejrzenia budynku Madżlisu i Łuku Samoniego. Tuż za nim znajduje się budynek biblioteki mieszczący 3 miliony książek. Dalej nasza trasa wiodła przez park z pomnikiem Rudakiego , dochodziła do Pałacu Prezydenckiego , a w oddali widzieliśmy siedzibę rządu. Spacerowi towarzyszył zapach róż , które w dużych ilościach kwitły na rabatach. Opuszczamy Duszanbe i zaczynamy naszą przygodę z Traktem Pamirskim. Tym razem jedziemy południową drogą przez Kulob. Znowu zachwycamy się cudownymi widokami, które zaczęły się w okolicach Gulistanu. Piękne panoramy górskie, kwitnące białe malwy i za każdym razem , gdy zbliżamy się do 4 tysięcy metrów podglądamy liczne rodziny świstaków. Do granicy z Afganistanem docieramy na ponad 100 km przed Kalaichum. Mimo, że w czasie tej podróży udało nam się wpaść na chwilę do Afganistanu i tak z ogromną ciekawością patrzymy na drugi brzeg granicznej rzeki Pandż. A tam, po afgańskiej stronie, cóż toczy się zwyczajne życie, bawią się dzieci, wykonywane są prace polowe, pasą się zwierzęta. Na ok. 20 km przed Kalaichum zaintrygowała nas znajdująca się na szczycie skały błyszcząca w słońcu budowla , ni to meczet, ni to nie wiadomo co. Tuż za bramą ogromny baner z wizerunkiem prezydenta Rahmona (zresztą w całym Tadżykistanie jest ich niezliczona ilość). Okazuje się , że weszliśmy na teren daczy prezydenckiej (przypuszczamy, że jednej z wielu). Ochroniarz użył określenia, że to „ место отдыха президента”. Jest bardzo czyściutko, trawka przystrzyżona, kwitną kwiaty. Przyjemnie szumi wodospad na spływającym z gór strumieniu, niosącym dużą ilość wody. Oprócz budynków mieszkalnych są tutaj altany, zameczek , boisko sportowe i nie wiadomo co jeszcze. Można by rzec , że jest pięknie, gdyby nie nadmierna ilość ozdobników. Tu dzbany, tam wiewiórki, konie, delfiny, metalowy fortepian, duża łódź itp. Nadmiar tych rzeczy z różnych bajek to przesyt połączony z kiczem, ale o gustach się nie dyskutuje. Przy ścieżce rośnie iglak, a przy nim tabliczka z informacją, że niewiele ponad miesiąc wcześniej drzewko zostało posadzone przez Donka. Jakie to chłopisko jest pracowite. Jedziemy wolno, bo jak tu nie zachwycać się ośnieżonymi szczytami sześcio i siedmiotysięczników. Na najwyżej położonej przełęczy Traktu Pamirskiego ( Ak Baital 4655m.n.p.m.) jesteśmy przed południem i mamy czas , aby wspiąć się 100 metrów wyżej, aby spojrzeć na przełęcz z góry. Przed opuszczeniem przełęczy rozbawił nas zajmujący całą skałę napis o treści „Krosno Poland 29.05.2012”. Świat jest mały. Po dwóch dniach docieramy nad przepiękne Jezioro Kara-kul, gdzie zatrzymujemy się na krótki odpoczynek. Dopiero po przegranym zakładzie uświadamiamy sobie jak marne są materiały i mapa, którymi dysponujemy. Z naszej mapy wynika, że stojąc na brzegu Jeziora Kara-kul oddalonego o 120 km Piku Komunizma (obecnie Pik Samoniego) nie zasłania żaden inny szczyt. W rzeczywistości znad jeziora widzieliśmy tylko Pik Lenina, niższy od Piku Samoniego o 361 metrów. Z pewnym napięciem czekaliśmy na przeprawę przez rzekę Markan He, która poprzednim razem dostarczyła nam tyle emocji w czasie objeżdżania rozlewiska przy chińskiej granicy. Na szczęście teraz spokojnie przejeżdżamy to miejsce usypaną groblą. Po przekroczeniu granicy Tadżykistanu (przełęcz Kyzyl-Art. 4280m.n.p.m.) zjeżdżamy 18 km i cieszymy się, że jedziemy w tę stronę, bo pnąca się dość stromo pod górę droga jest rozmoknięta i w wielu miejscach poprzecinana rwącymi strumieniami. Tego dnia nie przekraczamy już granicy z Kirgistanem pozostając na nocleg na ziemi niczyjej, kilkadziesiąt metrów przed kirgiskim szlabanem.