KRÓTKA WIZYTA W AFGANISTANIE (29-30.06.2019R.)


Niewiele państw na świecie tak jednoznacznie kojarzonych jest z wojną jak Afganistan. Lekki dreszczyk emocji pojawił się już w czasie wizyty w Ambasadzie Afganistanu , gdzie musieliśmy podpisać oświadczenie , że znamy sytuację w Afganistanie i w razie jakichkolwiek  kłopotów nie będziemy oczekiwać pomocy od rządu afgańskiego. Całość ryzyka związanego z pobytem w Afganistanie bierzemy na siebie. Na szczęście nie przydarzył nam się żaden incydent , który wymagałby jakiejkolwiek pomocy.  Dzień wcześniej podjechaliśmy na granicę uzbecko-afgańską (Termez), aby zorientować się , czy będziemy mogli przekroczyć ją następnego dnia. Z żołnierzami nie sposób było dogadać się ani po rosyjsku, ani po angielsku, ale znalazł się rosyjskojęzyczny kierowca, który zadeklarował , że zawiezie nas jutro do Mazar-i-Sharif i pojutrze przywiezie.  Wprawdzie umówiony kierowca nie przyjechał wzięliśmy więc innego kierowcę  (o imieniu Arif) , który wykonał tę usługę 30% taniej. Przekroczenie granicy było formalnością i tak znaleźliśmy się w Islamskiej Republice Afganistanu. Po Iranie i Pakistanie to już trzecia republika islamska w naszych podróżach po świecie. Podobnie jak w dwóch poprzednich wszystkie kobiety są zobowiązane dość szczelnie się zakrywać. Część z nich , o czym naocznie mogliśmy się przekonać , używa błękitnej, bądź ciemnoniebieskiej peleryny zakrywającej całą postać włącznie z głową z drobną kratką na oczy. Celem naszej wycieczki było Mazar-i-Sharif. Mazari to drugie co do wielkości miasto Afganistanu liczące, w zależności od źródła , od 1-2 mln mieszkańców. Mazar-i-Sharif leży na terenie historycznej Baktri i region ten jest powszechnie uważany za najbezpieczniejszy w całym Afganistanie. Przed wjazdem do miasta stacjonują wojska amerykańskie , które można poznać po zawieszonym na dość dużej wysokości zeppelinie monitorującym miasto i okolicę.  Zakwaterowaliśmy się w Barat Hotel w samym centrum miasta vis a vis Błękitnego Meczetu i w okolicy bazaru. Arif pomógł nam wymienić dolary na afgani po kursie 1USD=80,5 afgani. Zostawiamy podręczny bagaż w hotelu i od razu kierujemy się do Bękitnego Meczetu. To ważne miejsce pielgrzymkowe dla szyitów i jeden z najważniejszych meczetów w Afganistanie. Duży obiekt zdobiony  jest w całości niebieskimi, błękitnymi, turkusowymi płytkami. Trudno porównać go z innymi oglądanymi przez nas meczetami, bo przecież nie o walory architektoniczne głównie tutaj chodzi. Na teren obiektu kobiety i mężczyźni wchodzą osobnymi wejściami. Nie mieliśmy problemu z wejściem na dziedziniec, jednak sam meczet i mauzoleum dla niemuzułmanów są niedostępne. Sporo wiernych przychodzi na każdą z pięciu obowiązkowych dla muzułmanów modlitw. Ludzie odpoczywają w cieniu . Nam nie pozwoliły odpocząć dzieci, które całą chmarą chodziły za nami próbując nas namówić, abyśmy zważyli się na ich przenośnych wagach. Trudno znaleźć zdjęcie z meczetu w Mazar-i-Sharif na którym nie byłoby białych gołębi. Legenda głosi, że każdy szary gołąb, który przyleci na teren meczetu w ciągu siedmiu dni staje się biały. Po strawie duchowej przyszedł czas na obiad. W restauracji , w której byli oczywiście wyłącznie mężczyźni stanowiliśmy dla nich niezłą atrakcję wzajemnie się obserwując, przy czym my dyskretnie  oni nachalnie. Po bardzo smacznym i obfitym posiłku (płow, szaszłyki , sałatka i 3 litry coca-coli), dodatkowo od szefa kuchni dostaliśmy , jeśli dobrze rozpoznaliśmy, ugotowane wołowe kolano, poszliśmy na bazar. Wiedzieliśmy już wcześniej, że Afgańczycy bardzo lubią się fotografować, ale nie przypuszczaliśmy, że do tego stopnia. Kobiety natomiast, gdy pytałam czy mogę im , albo z nimi zrobić sobie zdjęcie zdecydowanie odmawiały. Żadna nie chciała pozować do zdjęcia. Znaczną część czasu spędzonego na bazarze zajęło nam poszukiwanie (skuteczne) sklepu , w którym będziemy mogli kupić błękitne („peleryny” ) burki. Oferta bazarowa jak wszędzie , czyli szwarc , mydło i powidło. Towary, które dla nas były interesujące to miejscowe dywany, przyprawy , owoce, bele kolorowych wzorzystych materiałów i materiałowych  ozdób do sukienek. W części kulinarnej na miejscu smażone pierogi  i ręcznie wyrabiane lody, a także nieodłączne w tych szerokościach szaszłyki.  I już można byłoby napisać , że jesteśmy zachwyceni Afganistanem, gdyby nie jedna bardzo istotna okoliczność. Otóż pomimo panującego upału (około 40 stopni C) nie kupisz tu człowieku piwa. Już Arif powiedział nam, że o alkoholu możemy zapomnieć. Podobno w Afganistanie za posiadanie 1l alkoholu grozi pół roku więzienia. Jeszcze w drodze na bazar zaprosił nas do swojego sklepu sprzedawca dywanów. Bardzo dobrze mówił po rosyjsku , bo pracował kiedyś w Rosji. Wracając z bazaru do hotelu skorzystaliśmy z jego zaproszenia. Poczęstował nas wodą, herbatą i melonami, które bardzo sprawnie pokroił. Poza rytualnym stwierdzeniem , że kiedyś było lepiej to zarzekał się , że on jeszcze (jak mieszka 40 lat w Mazar-i-Sharif) nigdy nie widział taliba, choć zastrzegł , że ten najtrudniejszy okres dla Afganistanu spędził w Rosji. Innego zdania był miejscowy dżolo , który przekonywał Wiolę, że w mieście jest pełno talibów, jest niebezpiecznie i nie powinniśmy chodzić bez ochrony. Wieczorne Mazari z podświetlonym Błękitnym Meczetem obejrzeliśmy z tarasu (dachu) naszego hotelu. Po spokojnej nocy , pół godziny przed umówionym czasem czekał na nas Arif.  Pomógł nam wydać ostatnie afgani na pistacje i napoje. Po półtorej godzinie jazdy znów byliśmy na granicy z Uzbekistanem. Tym razem czekała nas „niespodzianka” w postaci bardzo, ale to bardzo szczegółowej kontroli ze strony służb Uzbekistanu, które chwalą się, że rocznie wyłapują 6 ton haszyszu przemycanego z Afganistanu. Nie wiemy jednak czy jest to powód do dumy , bo z Afganistanu przemyca się  rocznie kilka tysięcy ton haszyszu.  Na zakończenie warto wspomnieć, że nasz wjazd i wyjazd z Afganistanu odbył się przez Most Przyjaźni (na Amu-dari) ten sam, którym wkraczały (w 1979r.) i wycofywały się  (w 1989r.) z Afganistanu wojska radzieckie.  Kiedy w 2010 roku przejeżdżaliśmy przez Tadżykistan drogą prowadzącą wzdłuż granicy z Afganistanem (wzdłuż rzeki granicznej Pandż) nie mogliśmy nawet przypuszczać, że 9 lat później dane nam będzie zwiedzać Afganistan i  jeszcze  raz jechać tą samą drogą.


Komentarze