W Queenstown główną atrakcją dla nas jest wizyta w parku (Kiwi Bird Park) i możliwość zobaczenia kiwi. Oglądanie ptaków zaczyna się od show z sową, papugą , iguaną , szczurami w roli głównej. Natomiast kiwi występuje w roli wypchanego ptaka. Za to możemy wziąć do ręki prawdziwe jego jajo. Było niezwykle ciężkie. Ze zdjęcia rentgenowskiego , które nam pokazali wynikało, że jajo wypełnia całe ciało ptaka. Jest na świecie największe w stosunku do wielkości zwierzątka. Gdy pokaz się zakończył wreszcie mogliśmy pójść zobaczyć karmienie kiwi. Światło w pomieszczeniu dawały dwie czerwone żarówki (kiwi prowadzi nocny tryb życia). Musiało minąć trochę czasu zanim wzrok się przyzwyczaił. Z niecierpliwością czekaliśmy, by go zobaczyć i ten jego długi, jasny dziobek. W ciemności właśnie ten dziobek początkowo był najlepiej widoczny. Pani opowiadająca o kiwi na zakończenie zakopała mu jedzenie, które on sobie wydziobywał. Nasz wzrok już przyzwyczaił się do ciemności, więc obserwacja kiwi była łatwiejsza. Ciekawe dla nas były również papugi kea. W wolierze znajdowały się akurat dwie, chyba były senne , bo siedziały tylko na gałęzi i oczka im się zamykały.
Na koniec wizyty w mieście spacerujemy nadmorską promenadą, wśród tłumu turystów „podziwiając” bardzo wysokie ceny właściwie na wszystko, co oferowano do sprzedaży. Później przenosimy się do czasów gorączki złota, spacerując ulicą, żywcem wyjętą z amerykańskiego westernu, w miasteczku Arrowtown. Obejrzeć tu można również chińską dzielnicę z początków ich osadnictwa tutaj , tj. z połowy XIX w. Warto wspomnieć , że w całej Nowej Zelandii spotykamy bardzo wielu turystów z Chin. Związane jest to z trwającymi u nich świętami Nowego Roku (trwają one 15 dni). Chiński Nowy Rok rozpoczął się 5 lutego i trwa właśnie Rok Świni. Mamy wrażenie, że nawet oni są lekko zdziwieni jak wyglądały początki ich osadnictwa. Niektóre zdjęcia muszą pozostać wyłącznie w pamięci z bardzo prozaicznych względów- rozładowana bateria.