RIO W TRZECH ODSŁONACH (LUTY 2018R.)


Planując podróż do Brazylii chcieliśmy być w Rio de Janeiro w okresie karnawału. Uznaliśmy, zresztą słusznie, że jest to najlepszy moment na odwiedzenie tego miasta. Jedynym minusem były ceny wzrastające w okresie karnawału dwukrotnie. Znów okazało się, że nasze wyobrażenia o karnawale miały się nijak do tego , co zobaczyliśmy na miejscu.  Karnawałowe migawki pokazywane w telewizji to jedynie eksportowa część karnawału organizowana na sambodromie (trybuny po obu  stronach szerokiej ulicy mieszczące 70 tysięcy ludzi). Na sambodromie prezentują się najlepsze zawodowe szkoły samby, a karnawałem żyje dosłownie całe miasto. W pierwszy dzień pobytu, tj. w sobotę wieczorem pojechaliśmy metrem do centrum miasta, aby na Rio Branco obejrzeć pokaz szkół konkursowych zespołów ulicznych. Początkowo lekko wystraszeni tym wszystkim co powszechnie uważa się na temat Rio, z czasem zaczęło nam się coraz bardziej podobać. Już w metrze okazało się , że byliśmy w zdecydowanej mniejszości osób, które nie były przebrane. Po kilku godzinach spędzonych wśród rozbawionego tłumu największym problemem okazał się powrót do hotelu. Pomimo tego, że w czasie karnawału  metro pracuje przez całą dobę dopiero do trzeciego z kolei udało nam się wsiąść, a tak naprawdę to wcisnąć. I tym razem byliśmy już jedynymi nieprzebranymi karnawałowo. Myśleliśmy, że szalona zabawa zakończy się w niedzielę rano. Tymczasem w niedzielę, poniedziałek i wtorek już od rana wyglądało to tak samo. Całe miasto bawi się do środy popielcowej. W przerwie między karnawałowym szaleństwem zwiedzaliśmy miasto.

Gdy po około 2 tygodniach wróciliśmy do  Rio, aby wysłać nasz  samochód do Polski, nie mogliśmy uwierzyć własnym oczom. Gdzie podziały się  te króliczki, aniołki , diabełki i mężczyźni w krótkich spódniczkach? Zobaczyliśmy normalną, dwudziestomilionową metropolię i ludzi grzecznie jadących do pracy.

Trzecią twarz Rio pokazało w biznesowej dzielnicy w niedzielę. Na co dzień chodniki pełne ludzi i zatłoczone ulice pustoszeją do tego stopnia , że zamknięte jest nawet KFC. Gdyby nie pracowity Chińczyk w bocznej uliczce to umarlibyśmy z głodu. Jednak w taki dzień zdecydowanie przyjemniej spaceruje się po centrum.  


Komentarze