Opuszczamy na jakiś czas Brazylię i udajemy się do Gujany Francuskiej.
Mimo że, Gujana Francuska była dla nas 137 odwiedzonym krajem (formalnie to francuski departament zamorski) , to i tak popełniliśmy falstart i musieliśmy wrócić się do Brazylii, aby uzyskać pieczątkę wyjazdową. Z perspektywy Polski może wydawać się to niezrozumiałe, ale po przybyciu nocnym autobusem do Ouyapoque taksówką przejechaliśmy w miejsce, skąd odpływają łódki. Cały czas byliśmy pewni, że dopiero płyniemy na granicę. Pewność straciliśmy, gdy na brzegu czekały już busy na francuskich numerach rejestracyjnych, chętne zabrać nas za 30 euro do stolicy, czyli Cayenny. Oczywiście nikogo nie interesowały nasze paszporty, ale my planując powrót do Brazylii zdecydowaliśmy się jednak zawalczyć o pieczątkę wyjazdową. Zawalczyć, czyli wrócić przez rzekę ponownie do Brazylii, wziąć taksówkę z przystani i pojechać do centrum, znaleźć urząd imigracyjny, który otwierany był o 8-ej (czyli za 1,5 godziny), uzyskać stempel wyjazdowy, wrócić na przystań, przepłynąć rzekę i ku naszemu zadowoleniu zobaczyć, że bus pełen pasażerów w dalszym ciągu (przez 2 godziny) na nas czeka. Pierwsza różnica między Brazylią a Gujaną Francuską jaką zauważamy, to niestety francuskie ceny. Od razu po znalezieniu hotelu udajemy się do konsulatu Surinamu załatwić wizę do tego kraju. Nie zdążyliśmy zrobić tego w Polsce, gdyż w ich Ambasadzie w Amsterdamie pajacowali i żądali od nas co rusz nowych dokumentów. Tutaj wprawdzie też musieliśmy okazać książeczkę ze szczepieniami, zdjęcia , bilet powrotny do kraju i rezerwację hotelu. Jednak i tak mamy wrażenie, że najważniejszą rzeczą był czytnik do kart, z którego pani w okienku chętnie skorzystała kasując po 42 euro od osoby i zapraszając następnego dnia rano po odbiór paszportów z wizami. Następnego dnia jedziemy do centrum lotów kosmicznych w Kourou. Wprawdzie wiedzieliśmy, że nie będziemy mogli zwiedzić centrum, ale dopiero na miejscu nasze nadzieje ostatecznie rozwiała pani z obsługi informując, że obecnie procedura wymaga zgłoszenia na 48 godzin naprzód przed zamierzonym zwiedzaniem. Mogliśmy obejrzeć, w naszej ocenie ciekawe, muzeum poświęcone lotom w kosmos, oczywiście głównie Ariane 5. Francuzi chwalą się, że obecnie połowa lotów w kosmos odbywa się właśnie z tego ośrodka. Może zastanawiać dlaczego Europejskie Centrum Lotów Kosmicznych umiejscowione jest właśnie tutaj. Odpowiedź jest prosta, ponieważ wyniesienie rakiety na orbitę z równika jest o 20% tańsze niż np. z Europy. Możliwość dotknięcia silnika rakiety , która była w kosmosie jest dość niezwykła. Kolejny lot Ariane zaplanowany jest na 25-go stycznia , kilkanaście minut po 19-tej. Po powrocie z „kosmosu” zwiedzamy stolicę, którą ktoś określił jako prowincjonalne miasteczko. Centralny punkt miasta stanowi plac obsadzony palmami, ożywający wieczorem, gdy wokół niego ustawiają się samochody, z których sprzedawane jest jedzenie. Oglądamy główne place, budynki rządowe i XVII-wieczny fort , z którego pozostały nędzne resztki. W Gujanie Francuskiej zwiedzamy jeszcze obóz przejściowy (w Saint Laurent du Maroni). W połowie XIX w. Francuzi chcąc obniżyć koszty utrzymywania więźniów doszli do wniosku, że najlepiej będzie wywieźć ich w tak bardzo niesprzyjające dla ludzi miejsce. Gujana Francuska stała się kolonią karną , gdzie zostały zorganizowane 4 obozy karne , obóz przejściowy, przez który w okresie do 1953 r. przewinęło się 67 tysięcy więźniów. System karny był tak zorganizowany , że więzień po całkowitym odbyciu kary taki sam okres musiał jeszcze dodatkowo spędzić w Gujanie. Osoby, które miały wyrok przekraczający 7 lat nie mogły opuścić Gujany już nigdy. Najbardziej znanymi więźniami w Gujanie Francuskiej byli A. Dreyfus i Papillon.