Już kiedyś, w Kirgizji, pilnowaliśmy granicy z Tadżykistanem, aby nikt nie przejechał , o co poprosili nas miejscowi pogranicznicy, którzy pojechali holować samochód. Jednak granica pakistańsko-indyjska to zupełnie inna bajka. Dwie nuklearne potęgi , które od 1947 roku (od podziału dawnej kolonii brytyjskiej na dwa odrębne państwa – Indie i Pakistan) nie pałają do siebie sympatią. Tak duże państwa mają tylko jedno , czynne przejście graniczne (Wagah-Attari). Codziennie odbywa się tu ceremonia zamknięcia granicy . Show przyciąga ogromną ilość widzów zarówno po stronie indyjskiej, jaki pakistańskiej. Żołnierze ubrani są w odświętne mundury, pakistańscy w czarne z elementami czerwonymi, a indyjscy w khaki z elementami czerwonymi. Żołnierze po obu stronach paradnym krokiem to podchodzą, bądź podbiegają do bramy, to od niej odchodzą strojąc przy tym kogucie miny i prężąc muskuły. Markowanemu pokazowi siły towarzyszy głośna muzyka i bardzo głośne, wznoszone co chwilę okrzyki, naprzemiennie raz po pakistańskiej, raz po indyjskiej stronie. Widzowie po obu stronach granicy siedzą na specjalnie przygotowanych, amfiteatralnie położonych miejscach. Jest też prowadzący , nazwijmy go wodzirej, który we właściwych momentach zachęca ludzi do wznoszenia okrzyków. Po indyjskiej stronie są to oczywiście okrzyki na cześć Indii , a po pakistańskiej na cześć Pakistanu i każda strona chce krzyczeć głośniej niż druga. Na zakończenie ceremonii flagi są opuszczane a brama zamykana. Jak dużym zainteresowaniem cieszy się show świadczy fakt , że nie wszyscy, którzy w tym dniu chcieli je zobaczyć od strony indyjskiej zostali wpuszczeni. W komfortowej sytuacji są turyści – obcokrajowcy, którzy do ostatniej chwili (tak jak było w naszym przypadku) są wpuszczani na widownię. Byliśmy odprawiani jako ostatni, więc na zamknięcie granicy zdążyliśmy dosłownie w ostatniej sekundzie.