Stosunkowo krótka podróż przenosi nas w zupełnie inne warunki klimatyczne. Z miłego chłodku w ciągu trzech godzin lądujemy w dobrze nam znanej tropikalnej wilgoci. W czasie tej podróży zdążyliśmy już przywyknąć do tego, że mapy pokazują rzeczy , których nie ma i odwrotnie nie pokazują istniejących w rzeczywistości. Tym razem do Mompos miała nas doprowadzić prosta droga, która zakończyła się jednak na przystani promowej. Jak się okazało brakujące od zawsze kilkanaście kilometrów musieliśmy pokonać promem odpływającym następnego dnia rano. Wprawdzie temperatura w nocy spadła z 37 do 31 stopni , ale dopiero nad ranem zrobiły się przyjemne warunki do spania. Człowiek na przystani promowej tak sobie wziął do serca , że musi nas obudzić na pierwszy prom, iż nie byliśmy w stanie wytłumaczyć mu, że zmieniliśmy zdanie i chcemy popłynąć późniejszym promem. Nie można mu się dziwić , bo usługę budzenia (nie tylko nas) wyceniał na 5.000 peso (6,50zł). Dlatego chcąc nie chcąc już przed 5-tą staliśmy na wypełnionym po brzegi samochodami i ludźmi promie. Dzięki determinacji pana „budzika” już o 8-ej (co rzadko nam się zdarza) rozpoczęliśmy zwiedzanie budzącego się do życia Mompos. Jest to stosunkowo małe kolonialne miasteczko, które wzbogaciło się na kontroli handlu towarowego między Cartageną a południem kraju. Później przez nagłą zmianę szlaku handlowego znacznie podupadło, ale dzięki temu zachowało swój pierwotny, kolonialny charakter. Dzisiaj Mompos słynie z wyrobu foteli bujanych i pięknej , srebrnej biżuterii.