Po pustynnej i zaśmieconej części Peru Ekwador wita nas cieszącą oczy zielenią. Dla nas , podobnie jak dla większości osób, które nie zwiedzały wcześniej Ekwadoru , kojarzy się on przede wszystkim z wulkanami i produkcją bananów. Niestety tym razem szczęście nas ominęło i nie mogliśmy podziwiać alei wulkanów w pełnej krasie. Tylko i wyłącznie dzięki temu, że przez dwa dni zostaliśmy w okolicy wulkanu Chimborazo ( 6310 m.np.m.) i specjalnie pojechaliśmy na przełęcz 4200 m.n.p.m. to chyba w nagrodę wulkan Chimborazo odsłonił się dosłownie na kilka sekund. Przejeżdżając koło wulkanu Cotopaxi (5897 m.n.p.m.) widzieliśmy go jedynie na przydrożnych reklamach. Gdyby nie reklamy, można by pomyśleć, że nie jedziemy aleją wulkanów, lecz rozległą równiną przykrytą chmurami. Czekając na poprawę pogody pod Chimborazo skorzystaliśmy z gorącej natury wulkanu spędzając wieczór w gorących źródłach w Banos. W związku z panującą pogodą pozostały nam do zwiedzania miasta Cuenca i Quito – obydwa objęte patronatem UNESCO.
Cuenca- ładne, pokolonialne miasto z piękną , ogromną katedrą oraz mnóstwem uroczych kamieniczek przy ulicach odchodzących od głównego placu.
Quito – to jedno z nielicznych miast, które tak bardzo zaskoczyły nas pozytywnie. Zarówno część historyczna, jak i nowoczesna są bardzo ciekawe i atrakcyjne. Pomimo tego, że Comapna de Jesus uznawany jest za najpiękniejszy kościół Ameryki Łacińskiej, to w naszej ocenie Kościół pod wezwaniem Św. Franciszka robi jeszcze większe wrażenie. Najskromniej w tym towarzystwie prezentuje się katedra. Oblegany przez turystów pałac prezydencki moglibyśmy niestety zwiedzić dopiero następnego dnia w południe. Niezwykle przyjemnie spaceruje się raz wspinającymi się w górę, raz opadającymi w dół uliczkami z kolonialną zabudową. Wyjeżdżając przez ponad godzinę z Quito zachwycaliśmy się zarówno kolorowymi domkami usytuowanymi na wzgórzach okalających miasto jak i nowoczesnym city, zatrzymując ten obraz wyłącznie w pamięci ze względu na zapadający już zmierzch. Następnego dnia po zwiedzeniu Quito po raz piąty w swoim życiu przekraczamy równik. Oczywiście dokumentujemy to zdjęciem. Sprawdzamy też naszym gps-em czy faktycznie pomnik – oznaczenie równika znajduje się we właściwym miejscu. Jest to o tyle ważne, że nazwa kraju oznacza właśnie równik w języku hiszpańskim (Ecuador).
Ekwador opuszczamy z mocnym postanowieniem , że musimy tutaj jeszcze wrócić.