Park aktualnie zajmuje obszar prawie 23 tys. kilometrów kwadratowych. Z samego rana wjeżdżamy do parku z nadzieją, że uda nam się zobaczyć jakieś zwierzęta. Bardzo szybko okazało się, że tu zwierzęta są nie tylko na folderze reklamowym, ale również w rzeczywistości. Na pierwszą sesję załapały się zebry, które nie dość, że są fotogeniczne, niemal wchodzą pod koła samochodu to jest ich bardzo dużo na terenie parku. Przy kolejnych wodopojach sztucznych i naturalnych, które w większości były wyschnięte spotykaliśmy m.in. antylopy od najmniejszych steenboki, springboki poprzez piękne oryksy, gnu do potężnych kudu. Przy jednym z wodopojów zobaczyliśmy stojący nieopodal samochód z turystami. To zawsze oznacza, że dzieje się tam coś ciekawego. Podjechaliśmy do niego i bingo, sam król lew wypoczywał w cieniu. Jak tylko zawróciliśmy samochód okazało się, że obok króla leżą jeszcze dwie lwice. Przez kilka minut w ciszy czekaliśmy aż ustawi się do zdjęcia. Cierpliwość została nagrodzona i król łaskawie uniósł głowę pokazując lewy profil. Byliśmy zadowoleni z dużej ilości oglądanych zwierząt, chociaż cały czas z irytacją patrzyliśmy na duże ilości słoniowych kup szukając ich właścicieli. Pierwszym jakiego zobaczyliśmy był ogromny samiec, który na naszych oczach zażywał błotnej kąpieli i nie zwracając uwagi na stojące samochody przeszedł na drugą stronę drogi udając się na obiad. W parku spędziliśmy cały dzień spotykając jeszcze słoniową rodzinkę (2+2) i kilka pojedynczych osobników. Opuszczając przy zachodzącym słońcu park podziwialiśmy majestatyczne żyrafy wędrujące brzegiem wyschniętego jeziora. Przed samym wyjazdem z parku Rafał znalazł na mapie jeszcze dwa wodopoje. Ponieważ mieliśmy do zamknięcia bram jeszcze 45 minut postanowiliśmy podjechać do bliższego wodopoju. Dzięki temu na deser oglądaliśmy dużą grupę flamingów i słonie. Opuszczając park przydarzyło nam się to o czym „marzy” każdy turysta, drogę przebiegł nam słoń, czemu ze zdziwieniem przyglądały się dwa piękne kudu. To był męczący, ale naprawdę wspaniały dzień. Dzień zakończyliśmy na kempingu przy farmie niemieckiego bauera (Sachsenheim).