Do Tangeru przypływamy dokładnie po 8 latach, bez jednego dnia, od naszej poprzedniej podróży dookoła Afryki. To co wszyscy zauważamy to nowe drogi, cztero i dwupasmowe o bardzo dobrej nawierzchni. Z ulic zniknęły stare samochody, do tego stopnia, że gdyby nie tablice rejestracyjne trudno byłoby się zorientować , że jesteśmy w Maroku , a nie w Europie. Nie zmieniło się tylko wyczulenie policji na mapę z zaznaczoną Saharą Zachodnią. Naszą mapę skrupulatnie oglądało 3 policjantów. My tym razem przejechaliśmy bez strat, natomiast Wojtek pozbył się dwóch naklejek , na których była pokazana granica między Marokiem a Saharą Zachodnią. O tym, że to jednak Afryka przekonaliśmy się w najbardziej turystycznym miejscu Maroka , czyli na placu Jemaa el- Fna w Marakeszu. W dalszym ciągu sprzedają tam owocowe soki, zaklinają węże, robią tatuaże z henny i handlują wyrobami ze skóry. Wieczorem plac zapełnia się straganami z jedzeniem, a głównym zadaniem kelnerów jest oszukiwanie turystów. Począwszy od menu, poprzez zamawianie turysta traktowany jest, podobnie jak w całej Afryce, jak bankomat. W drodze na południe jedziemy piękną , widokową drogą w pobliżu Dżabal Tubkal przez Atlas Wysoki. Później krajobraz pustynnieje. Trudno odnaleźć w terenie granicę między Marokiem a Saharą Zachodnią. Bardzo pozytywne wrażenie robi Al Ayun, była stolica Sahary Zachodniej. Kwiaty, dużo zieleni, szerokie ulice, w ogóle całe miasto wygląda odświętnie, widać , że przygotowują się do jakichś uroczystości. Po przejechaniu 2365 km opuściliśmy Maroko.