Miejsca te połączone są drogami przechodzącymi przez najwyższe alpejskie przełęcze. Aby dotrzeć z naszego kempingu (Grengiols) do miasta Belinzona musieliśmy pokonać przełęcz Nufenen (2478m.n.p.m.) – kilkaset metrów powyżej słynnej przełęczy Gotarda. Miasto Belinzona (UNESCO) słynące z 3 zamków i murów obronnych ( z czasów Karolingów) to już typowe Włochy. Wille w stylu włoskim , palmy i obowiązujący język włoski. Jedyny dla turystów związek tego miasta ze Szwajcarią to ceny. Do Saint Moritz zawiodła nas chęć „ogrzania się” w blasku śmietanki towarzyskiej świata. Kurort położony nad jeziorem wygląda ładnie nawet o tej porze roku, a zimą śnieg niewątpliwie dodaje mu uroku. Nie jest to jednak miejsce, które robiłoby takie wrażenie jak sama jego nazwa i wydaje się, że bardziej atrakcyjna była droga, która do niego prowadziła. Aby dotrzeć do St. Moritz z Belinzony musieliśmy pokonać kolejną znaną przełęcz San Bernardino. Jeszcze raz podziwialiśmy widoki oglądane wcześniej z pociągu Bernina Ekspres. Kto chciałby zrobić sobie zdjęcie przed Centrum Kongresowym w Davos musi pokonać kolejną wysokogórską przełęcz (Flüela 2383 m.n.p.m.). Davos to nieduże górskie miasteczko, w większości z nowoczesną zabudową , które o tej porze roku wygląda dość sennie. Do ostatniego punktu naszego turystycznego programu w Szwajcarii, czyli Klasztoru Benedyktynów św. Jana w Müstair dotarliśmy dosłownie na minutę przed jego zamknięciem. Mamy jednak jeszcze okazję zobaczyć cenne freski z czasów Karolingów zanim siostra zakonna ostatecznie zgasi światło. Piękne jest samo miasteczko Müstair , przez które ze względu na późną porę przejechaliśmy nie zatrzymując się. Wprawdzie chcieliśmy sobie jeszcze uatrakcyjnić nasz wyjazd kończąc go ciepłymi źródłami na Węgrzech , jednak na przeszkodzie stanął covid. W dniu pierwszego września Węgrzy i Słowacy zamknęli swoje granice, stąd kierując się na Wiedeń później Czechy z noclegiem na kempingu Landekpark (Ostrava) wróciliśmy do domu.