04.11.2014 r.Po odebraniu paszportów obieramy kierunek Mauretania. Do granicy mamy około 1980 km. Do El-Jadidy około 70 km za Casablanką jedziemy autostradą, później będziemy jechać (przynajmniej tak wynika z mapy ) drogą N1. Przy okazji stwierdziliśmy, że wjeżdżając w Tarnowie na autostradę można autostradami, z wyjątkiem krótkiej przeprawy promowej, dojechać aż do Casablanki.
05.11.2014r. Od rana pochmurnie i lekko deszczowo, z czasem rośnie temperatura i zaczyna się wypogadzać. O tym, że to czas zbioru oliwek przekonujemy się widząc same zbiory , jak i duże ilości oliwek wysypanych na ziemię przed wytłaczarniami oliwy. Tylko w malutkich wytłaczarniach pracują jeszcze wielbłądy. Natomiast większe są już zautomatyzowane. Gaje oliwne ustępują później miejsca drzewom arganowym, a teren staje się lekko pagórkowaty. W kilku miejscach widzimy kozy „pasące” się na drzewach arganowych. Oczywiście uwieczniamy to na zdjęciach. Około 100 km przed Agadirem zatrzymujemy się na herbatkę, tradycyjnie w Maroku podawaną z gałązkami miety. Do herbaty dostajemy na przekąskę miejscowe produkty: miód, olej arganowy i zmielone migdały połączone z olejem arganowym i miodem. Wszystko smakuje wybornie.
Przed Agadirem ruch turystyczny jak w środku wakacji , mnóstwo serferów. Widocznie ciepło i wietrzna pogoda ściąga ich tutaj z całej Europy. Aby uzupełnić wpisy na blogu zatrzymujemy się na kempingu Atlantica d’imourane. I to jest przepis na wspaniałą emeryturę. W kalendarzu listopad, a kemping pełen turystów z Niemiec i Francji. Działeczka z wodą ogrodzona kwiatami. Samochód i dwie osoby kosztuje 50 zł za dobę. Na kempingu bezpośredni dostęp do pięknej plaży nad oceanem, basen, czyste toalety z ciepłą wodą i inne udogodnienia. Doskonałe miejsce na emeryturę. Ponieważ my zaplanowaliśmy na „naszą emeryturę” nieco inne zajęcia, lekko się ociągając wyjeżdżamy około 10-tej.
06.11.2014r. Przez około 60 km od Agadiru ciągnęła się zwarta zabudowa, która w pewnym momencie skończyła się jak ręką odjął. Po drodze mijamy dwa miasta Guelmim i Tan-Tan. Guelmim zaskakuje nas rozmachem inwestycji. Pośrodku pustynnego krajobrazu powstaje ogromne osiedle mieszkaniowe. Na wjazdowej, czteropasmowej alei do miasta turystów będą witać co najmniej trzy fontanny. Śpimy około 30 km za Tan-Tan, nad brzegiem Atlantyku
07.11.2014r. Po godzinie jazdy zaczynają się pojawiać wydmy, niektóre wdzierają się na drogę. Na wysokim klifie sporo wędkarzy. Droga poprowadzona jest na tym odcinku nad samym brzegiem Atlantyku, dlatego widzimy po drodze solanki. W okolicy miejscowości Tarfaya mijamy farmę wiatraków, składającą się z grubo ponad 100 wiatraków. Pomimo tego, że próbujemy dostrzec granicę między Marokiem i Saharą Zachodnią to na drodze nie ma żadnego fizycznego śladu tej granicy. Zaraz za granicą obserwujemy mocną zmianę w zachowaniu policji. W pierwszym mieście, na rogatkach policjant przesadnie podkreśla, że wita nas w Maroku (kilkakrotnie to powtarzając). Dodatkowo na każdych rogatkach przy wjeździe i wyjeździe z miast sprawdzają nasze paszporty, co przez ostatnie 1500 km jazdy przez Maroko zdarzyło się nam tylko dwa razy. Na noc zatrzymujemy się na wysokim klifie nad samym brzegiem oceanu.
08.11.2014r. Zaraz za skrętem na Dakhlę piękna zatoka z wydmą na oceanie. W El Argoub kupujemy chlebki i tankujemy paliwo w cenie 2,90 zł za litr, mając nadzieję, że tym razem jakość nie idzie w parze z ceną. W Maroku królem pustyni bez wątpienia był land rover, ale ten czas już minął i ewidentnie konkurencję wygrała toyota. Na drodze spotykamy bardzo dużo land roverów. Ich średnia wieku to 30+ i można byłoby nimi wyposażyć nie jedno muzeum land rovera. Natomiast jeśli nowy samochód to na pewno jest to toyota. Droga w dalszym ciągu wiedzie przez pustynię (jak nazwa wskazuje dosłownie Sahara Zachodnia). Jedyną atrakcją są klify i od czasu do czasu pojawiające się stada cameli. Przed skrętem na Cintrę pojawiają się bielusieńkie wydmy i po horyzont wszystko wygląda jak przyprószone śniegiem (na odcinku około 5 km).