Dzisiaj burzymy chronologię naszych wpisów, ale jest ku temu szczególna okazja. Dotarliśmy do wysuniętego najbardziej na północ miejsca, które planowaliśmy odwiedzić w czasie naszej podróży po Ameryce. Połączyliśmy w ten sposób dwa punkty, czyli Ushuaia na Ziemi Ognistej w Argentynie i Koło Podbiegunowe na Alasce w USA. Aby to zrobić przejechaliśmy 40.928 km odwiedzając po drodze mnóstwo cudownych miejsc. Dzisiejsza droga na Koło Podbiegunowe i pogoda jaka nam towarzyszyła, to było streszczenie tych pokonanych 40 tysięcy kilometrów. Rano padał lekki deszcz, gdy ruszyliśmy w trasę , po kilkunastu kilometrach zaczęło świecić słońce. Później dla odmiany była znowu ulewa, tęcza i piękny słoneczny wieczór, a wieczór jest bardzo długi, bo słońce zachodzi tu dzisiaj dopiero o 24-tej. Dokładnie tak samo było z drogą. Na odcinku 600 km mieliśmy 250 km asfaltu i 350 km szutru i błota. Do tego wszystkiego, gdy na zakończenie trasy zatrzymaliśmy się , aby zrobić ostatnie zdjęcie spotkaliśmy sympatyczną Polkę – pracownika naukowego Uniwersytetu Poznańskiego. Akurat wracała z dalekiej północy, gdzie prowadzi badania tundry.