Pierwszym obiektem UNESCO, który zwiedzamy w Kolumbii jest San Augustin. Aby do niego dotrzeć musimy pokonać jeden grzbiet Andów. Jak się później okazało drogą gruntową , przez środek lasu deszczowego, w deszczu (Park Narodowy Natural Purace). Sam ten przejazd był ogromną przyjemnością. Mimo tego, że kilkakrotnie byliśmy już w lesie deszczowym , to jak zawsze odczuwalny jest dreszczyk emocji, tym razem potęgowany przez deszcz. Do San Augustin docieramy godzinę po zamknięciu. Nie możemy czekać na otwarcie muzeum w dniu następnym, gdyż jesteśmy umówieni na lotnisku w Bogocie (520 km do przejechania). Na parkingu spotykamy ostatniego pracownika, który jedzie już do domu. Na naszą prośbę konsultuje sprawę telefonicznie z szefostwem i poleca ochronie wpuścić nas na teren obiektu. Jak widać wszystko zależy od człowieka. W podobnej sytuacji w Argentynie (kolonia pingwinów) ochrona na naszą prośbę wpuszczenia po zamknięciu straszyła nas wezwaniem policji. W San Augustin świetnie wyeksponowano rzeźby z okresu między VI a XIV w., wzdłuż ścieżki poprowadzonej w lesie deszczowym. Niestety niewiele wiadomo na temat kultury , która pozostawiła tak piękne rzeczy. Dzień kończymy pyszną kolacją (churrasco) w restauracji prowadzonej przez rodzinę indiańską.